Info

avatar Jestem Dawko z Newsalty. Przejechałem 2289.40 kilometrów, w tym 120.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.96 km/h Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Dawko.bikestats.pl

Archiwum bloga

Muzyka








































































Dane wyjazdu:
19.94 km 0.50 km teren
00:42 h 28.49 km/h:
Maks. pr.:47.56 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:EXPERT-ka

Something to do

Poniedziałek, 28 marca 2011 · dodano: 28.03.2011 | Komentarze 0

Radość z odzyskania Expert-ki tylko na moment ukoiła moje skołatane nerwy. Jak bowiem mógłbym być szczęśliwy, skoro drugie z moich ukochanych, rowerowych dzieci podupadło na zdrowiu i słabuje, ocierając się o stany agonalne? Niestety, nie zdążyłem z tajemnymi praktykami ozdrowieńczymi przed południem i – chcąc, nie chąc – dosiadłem Expert-ki. Pognałem do pracy (czy wspominałem już kiedyś, że praca jest do dupy?) na przekór paskudnemu wietrzysku.

Trasa objechana w dzień, w nocy, w pogodzie i w słocie, zarówno w stanie trzeźwości, jak i głębokiego zanietrzeźwienia. Mógłbym ją przejechać jak stary koń, który człapiąc, pogrążony we śnie, dociągnie do domu wóz z pijanym gospodarzem. Słowem, trudno spodziewać się jakichś niespodzianek. No chyba, że ze strony wspomnianego wiatru (ale czy to rzeczywiście jakaś niespodzianka?). Na odcinku, na którym rzadko schodzę ze średnią poniżej 28 km/h, skurwiel tak mnie wymęczył, że dojechałem z „awrydż spidem” 25 km/h.

Zanim jednak mogłem ten fakt odchorować porządną dawką wrzut kierowanych w myślach pod adresem sprawcy całego nieszczęścia (fucking wind namely), natknąłem się na Lobotomika. Ten w pierwszym momencie zignorował mnie zupełnie i rzucił się do obmacywania Expert-ki. Podręcznikowy przykład zboczka po prostu. Napęd dwa dni ma, ledwie dobija setki, syfem jeszcze nie obrósł, a ten już się za dotykanie bierze, pedofil jeden. Z drugiej strony przyznać muszę, że patrząc na matowo czarną i metalicznie srebrną powierzchnię korbek, rozumiem te Lobotomikowe mroczne żądze. Wkrótce dołączył do nas elStamper i teraz już w trójkę toczyliśmy ślinę, oddając się bikerskim debatom. Niestety, jak mawiał starożytny mędrzec Fausto Coppi, każdy łańcuch się kiedyś kończy. Musieliśmy się więc rozstać, obiecawszy sobie, że jutro dokończymy dysputę i zaplanujemy wstępnie trasę czerwcowego, litewskiego touru (Tour de Lithuania brzmi całkiem do rzeczy... a i skrót TdL poręczny).

Ruszyłem w drogę powrotną korzystając z sojuszniczej pomocy wietrzyska, które jadąc w przeciwnym kierunku tak wyklinałem (cóż... punkt widzenia zależy od... kierunku kręcenia... czy tak jakoś). Jechałem tym szybciej, że w domu czekało nie ozdrowiałe jeszcze do końca dziecię. A tylko ja wiedziałem, jak mu pomóc. W drzwiach powitała mnie Kocuriada, wyprowadzająca właśnie swojego Jakubka na spacer. Życzyłem jej szerokości, przyczepności, wiatru w plecy, pół stopy powietrza pod blatem i generalnie żeby Manitou ją błogosławił, a sam rzuciłem się wspomnianemu dziecięciu na ratunek... zaopatrując je w gripy, rogi, siodło, czyli wszystko, czego mu jeszcze do jazdy brakowało. Teraz pozostało mi już tylko jedno: wyprowadzić je na spacer... pierwszy od ośmiu miesięcy.


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!