Info

avatar Jestem Dawko z Newsalty. Przejechałem 2289.40 kilometrów, w tym 120.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.96 km/h Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Dawko.bikestats.pl

Archiwum bloga

Muzyka








































































Dane wyjazdu:
33.16 km 3.00 km teren
01:27 h 22.87 km/h:
Maks. pr.:41.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:TREK-uś

We have one little room and the biggest of plans

Wtorek, 29 marca 2011 · dodano: 30.03.2011 | Komentarze 0

Rowerowy dzień znów zaczął się od szarpaniny z wiatrem. Ja mu z blatu, on mi prosto w twarz. Ja kontruję z drugiej tarczy, on ślizgiem nad samą nawierzchnią wyprowadza haka i tuż przede mną wyrasta ściana powietrza. Robię unik, rozpłaszczam się nad górną rurką i mostkiem, ale wiatrzysku w sukurs przychodzi podjazd i muszę wstać w pedałach. Dwóch na jednego? Złośliwe bydlęta! Jakby tego było mało, wiatr – tradycyjnie już tej wiosny – jest wkurwiająco zimny. O ileż cieplej by już było, gdyby nie nawiewał tego lodowatego powietrza. Jeśli już musi wiać, to niech chociaż ciepłe nawiewa. Na szczęście, droga do pracy nie jest długa (tzn. na szczęście nie jest długa, bo to, że jest do pracy wcale nie jest szczęśliwą okolicznością).

Kilka godzin później suniemy z Lobotomikiem do Łagiewnik, gdzie przy pierwszym tego roku bike’owym piwku snujemy mocarstwowe plany rowerowego podboju Lubelszczyzny i Litwy. Pochyleni nad mapami niczym sztabowcy w skupieniu opracowujemy strategię aneksji niewielkiego fragmentu terytorium Łotwy. Szacujemy siły wroga: ilość dywizji kilometrów, naturalne umocnienia wzniesienia, osłony od ewentualnego wiatru, etc. I cali aż drżymy z podniecenia na myśl o czerwcowej realizacji naszych imperialnych ambicji.

W takim rozgorączkowanym stanie zastaje nas Kocuriada, która niczym opatrznościowy anioł przynosi ze sobą fundusze na kolejne piwo. A piwo – jak wiadomo – jest bodaj najlepszym stymulatorem rozwiązywania wszelkich logistyczno-strategicznych problemów. Wystarczy kilka kolejnych łyków, byśmy zrozumieli, że Litwa jest przecież bardzo blisko Kaukazu, Kamczatki i Las Vegas, więc można by i tam zajrzeć niejako przy okazji. Niestety, zachód słońca i wieczorny chłód nieco ostudzają nasz zapał i zgodnie postanawiamy, że nim wyruszymy na podbój Azji i Ameryki Północnej, zajrzymy jeszcze do domów. Lobotomik uderza więc do swojego bałuckiego getta (biedak), a my z Kocuriadą kręcimy w stronę Okólnej i dalej na Wódkę. Jedzie się przyjemnie, bo po pierwsze, wiatr chyba osłabł, a po drugie, bardzo szybko ustawiamy się do niego plecami. Śmigamy sobie całkiem zacnym tempem, sprężając się na co znaczniejszych zmarszczkach i szybciutko docieramy do domu, gdzie zmęczony wytężoną pracą umysłu popadam natychmiast w stan wegetatywny, z którego po raz kolejny – niestety – nie są w stanie mnie wyrwać polscy piłkarze.


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!