Info

avatar Jestem Dawko z Newsalty. Przejechałem 2289.40 kilometrów, w tym 120.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.96 km/h Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Dawko.bikestats.pl

Archiwum bloga

Muzyka








































































Dane wyjazdu:
34.97 km 0.50 km teren
01:21 h 25.90 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:
HR max:185 (%)
HR avg:140 (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:TREK-uś

Sleepless George

Środa, 30 marca 2011 · dodano: 31.03.2011 | Komentarze 0

Źle spałem. Sen rwał się i plątał z jawą. Karmił mnie absurdami, które – jak to we śnie – wydawały się przerażająco logiczne. Przewracałem się desperacko z boku na bok z takim zaangażowaniem, że gdyby mi podłączyć licznik kadencji, wyszła by chyba całkiem niezła średnia. „Spałem źle. W tym kraju, w którym wzorcem mężczyzny jest ksiądz albo handlarz. Spałem źle. W tym kraju, w którym znów ojczyznę a nie wiosnę zobaczą”. Nie pomagało liczenie baranów, ani gapienie się w sufit. Nie chciało mi się przyśnić nic względnie ciągłego. Nic wio-sennie znośnego, o czymś miłym nie wspominając: „przyśniła mi się idea, przyśnił mi się działacz, przyśniły mi się obowiązki i konieczność skruchy”. Żadnych rowerowych erotyków – eskapad bez zmęczenia i bez limitu kilometrów.

Wstałem zrezygnowany i zmęczony. Powlokłem się do kuchni w poszukiwaniu kofeiny, odpędzając od siebie myśli o wszystkich rzeczach, które mam do zrobienia, nim wsiądę na rower. Na szczęście każdy łyk kawy wypłukiwał ze mnie zły i przytępiający osad nocy. Jeszcze tylko krótki wyskok na miasto w sprawach zawodowych – spłata daniny dla świata za jałmużnę godzin wolności na bike’u – i mogę oddać się tylko kręceniu.

Zanim wychodzę, wpada jeszcze Evesiss, która ma dziś w planie wymianę kasety i ogólne zabiegi kosmetyczne, więc zabiera aparaturę do czyszczenia łańcucha. Króciutko podziwia Expert-kę, Trek-usia i Kocuriadowego Jakubka, poczym rozstajemy się i mogę się wpinać w pedały.

Ciepło. Nareszcie. Wiatr może specjalnie nie osłabł, ale przestał nawiewać lodowate powietrze z dupy jakiegoś polarnego niedźwiedzia. Pierwszy raz można zrzucić z siebie te wszystkie anty-skorupy i chłód-stoppery. Jaka swoboda! Po prostu bajka... a nawet bike’a.

Jak co tydzień, ruszam na podbój okolicznych górek. Łykam je dziś na twardych przełożeniach. Wiatr nie przeszkadza, więc chyba jednak osłabł, choć wydaje się mniej przewidywalny, gdy idzie o jego kierunek. Okoliczne drogi zaroiły się od rowerowej braci. Co i rusz mijam szosowców (pojedynczych, w parach, w małych peletonach), starsze małżeństwa, panów z brzuszkiem na trekkingach czy crossach. Wszyscy koniecznie w obcisłym. Wiadomo, kwestia stylu. Wszyscy rozjarzeni, jakby im banan w poprzek jamy ustnej utknął. Dzięcieca, naiwna i święta radość. Wspinam się na kolejne pagórki i czuję, że dziś produkcja mleczanów wyjątkowo zgodnie idzie w parze z wytwarzaniem endorfin. Nic więc dziwnego, że do domu docieram w stanie niemal euforycznym, którego bynajmniej nie neutralizuje świadomość, że już czeka na mnie Kocuriada i kolejna tego dnia dawka rowerowych rozkoszy.


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!