Kierunek: Czyściec
rowerowy blog
Info
Jestem Dawko z Newsalty. Przejechałem 2289.40 kilometrów, w tym 120.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.96 km/h Więcej o mnie.Moja flota
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2011, Czerwiec10 - 9
- 2011, Maj12 - 27
- 2011, Kwiecień3 - 34
- 2011, Marzec27 - 39
- 2011, Luty2 - 6
Muzyka3>
Dane wyjazdu:
40.80 km
10.00 km teren
01:53 h
21.66 km/h:
Maks. pr.:40.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:TREK-uś
Perfect weather to fly
Środa, 30 marca 2011 · dodano: 31.03.2011 | Komentarze 5
Środek dnia, pełnia słońca i... niestety pełnia blachosmrodowego szczytu. Po moim powrocie z ujarzmiania górek ruszamy z Kocuriadą na regeneracyjną przejażdżkę dokładnie wtedy, kiedy całe miasto odwaliło swoje osiem godzin pańszczyźnianej orki i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, wraca do domów. Skrzyżowanie w Nowosolnej oczywiście zakorkowane. Wrzucamy się na chodnik i spokojnie, niemal defiladowym tempem, przetaczamy się obok bezradnych samochodów i ich – jak to w Polsce – wkurwionych na cały świat kierowców. Facet w ciężarówce leje z ust jakąś mieszaninę żywego ognia i pomyj na stojące przed nim zagubione autko nauki jazdy. Próbujący włączyć się do ruchu kierowca autobusu wyrzeka na brak uprzejmości rodaków, którzy ani myślą ułatwić mu życia. Jakaś nieszczęsna kobieta, która chyba pierwszy raz pokonuje gwiazdę nowosolskiego skrzyżowania (ponoć jedyne takie w Polsce) wydaje się bliska histerii, a już na pewno jest nieźle spanikowana. Ruch jest masakryczny. I każdemu najwyraźniej skoczyło ciśnienie. A dzień taki piękny.Wszystko to widzimy przez sekundę czekania na zielone światło, po czym uciekamy od tego całego syfu. Wjeżdżamy w małe zagłębie domków jednorodzinnych: „little boxes on the hillside, little boxes made of ticky tacky. Little boxes on the hillside, little boxes all the same”. Zwykle ruch jest tu niewielki, ale – jako się rzekło – mamy godzinę powrotów z pracy, więc spokojne zazwyczaj osiedle zamienia się w mrowisko. Co chwilę mijają nas samochody, które sprawnie odnajdują drogę do swoich garaży. Wszystko odbywa się z niemal wytrenowanym automatyzmem, przywodząc na myśl pływanie synchroniczne, albo świat dziecięcych zabawek. Autka z taką samą gracją podjeżdżają pod podobne do siebie domki. Wysiadają z nich podobni ludzie, w podobny sposób witani przez innych podobnych do siebie ludzi. „And the people in the houses all went to the university, where they were put in boxes and they came out all the same, and there are doctors and lawyers, and business executives, and they're all made out of ticky tacky and they all look just the same”.
Mijamy osiedle i kierujemy się na Dobieszków, zmuszeni na moment porzucić nasze rekreacyjne tempo, bo okoliczni mieszkańcy z dużą dozą nonszalancji podchodzą do kwestii opieki nad swoimi psami. Te zaś – jak to psy – nie podarują rowerzyście bezproblemowego przejazdu. Zjazd do Dobieszkowa jest niczym jakiś tunel to teletransportacji i niemal natychmiast przenosi nas na swój drugi koniec. Przejeżdżamy obok stawu czy niewielkiego zalewu, którego brzegi wyglądają dziś jak parking pod hipermarketem. Połyskujące w słońcu karoserie samochodów wyglądają niczym cielska jakichś wodno-lądowych stworzeń, które wypełzły na brzeg, żeby wygrzać się w wiosennym słońcu. Przy każdym z nich posągowo cierpliwa postać wędkarza. Oni też najwyraźniej poczuli wiosnę.
W Dobrej zjeżdżamy z asfaltu i kierujemy się na punkt widokowy. Zanim tam docieramy, spostrzegamy czerwoną chmurę, lewitującą nad płaszczyzną pól. To jakiś paralotniarz walczy skrzydłem spadochronu o choćby odrobinę siły nośnej. Rzeczywiście, idealna pogoda do latania, ale jego wysiłki przynoszą raczej mizerne skutki. Nie zmienia to jednak faktu, że unosząca się w powietrzu płachta czerwonej materii wygląda nader malowniczo. Jak jakiś gigantyczny płatek maku. Równie intrygująco prezentuje się Trek-uś, dla którego znalazłem stosowne miejsce postoju. Obserwujemy i fotografujemy ten spektakl przez moment, poczym ruszamy dalej.
Trek-uś na piedestale© Dawko
Posągowa piękność© Dawko
Przez Kiełminę docieramy do Łagiewnik i Okólnej, na której miga nam trójka bikerów. Tempo jakoś samo bardzo szybko ewoluuje od rekreacyjnego do całkiem zacnego i w niedługim czasie dochodzimy ostatniego z wspomnianych rowerzystów. Chwilę potem mijamy dwóch kolejnych, którzy siadają nam na kole i resztę tego odcinka pokonujemy w czwórkę. Rozdzielamy się za Strykowską, po minięciu której zjeżdżamy w kierunku Wódki i Dąbrówki. Odbijamy na tę ostatnią i po króciutkiej, ale przyjemnej wspinaczce wypadamy na drogę na Bukowiec. Przed nami majaczą sylwetki dwóch kolesi na szosówkach, więc półżartem półserio pytam Kocuriadę, czy tych też gonimy. Niestety, fakt, że jadą na szosach budzi w niej zbyt duży respekt, więc nie podkręcamy tempa i spokojnie docieramy do domu.
Kategoria 1. Infernum <...50>
Komentarze
kaeres123 | 08:51 czwartek, 31 marca 2011 | linkuj
Jak zawsze ciekawe opisy natury i codzienności :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!