Kierunek: Czyściec
rowerowy blog
Info
Jestem Dawko z Newsalty. Przejechałem 2289.40 kilometrów, w tym 120.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.96 km/h Więcej o mnie.Moja flota
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2011, Czerwiec10 - 9
- 2011, Maj12 - 27
- 2011, Kwiecień3 - 34
- 2011, Marzec27 - 39
- 2011, Luty2 - 6
Muzyka3>
Dane wyjazdu:
50.67 km
0.00 km teren
01:52 h
27.14 km/h:
Maks. pr.:44.73 km/h
Temperatura:
HR max:190 (%)
HR avg:163 (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:TREK-uś
The poets got nothing on you
Sobota, 21 maja 2011 · dodano: 25.05.2011 | Komentarze 0
Weekend. Czas zaklinania rzeczywistości. Stada japiszonów ruszają na miasto i wydają zarobione w tygodniu pieniądze, bo nie mają innego pomysłu na to, co zrobić z niespodziewanie podarowanym im wolnym czasem. Stateczne małżeństwa tuż przed emeryturą, zgodnie ze sobą nierozmawiając, toczą mały, domowy jihad o pilota. Albo suną w kierunku swych ogródków działkowych i zastępują miejsca przy biurkach, taśmach produkcyjnych, pulpitach sterowniczych, miejscami przy grządkach, rabatkach i w miniaturowych szklarenkach.Przyłączam się do tej procesji zapomnienia o tygodniu roboczym. Też muszę odczarować swój skrawek świata, a ściślej wczorajszą kacową degrengoladę. Po przymusowej rowerowej abstynencji dziwnie jednak znoszę wysiłek, więc zaczynam z respektem, jakbym zamierzał przejechać większy dystans (nie zamierzam... nie czuję się jeszcze na siłach... a ściślej ręka się nie czuje na siłach). Szybko okazuje się, że przynajmniej pod względem pogodowym kiepski ze mnie Harry Potter. Moc niewątpliwie nie jest ze mną, bo powtarza się sytuacja z wczoraj: ledwo wsiadam na rower, a wręcz nieprzyzwoicie błękitne dotąd niebo pokrywa się parchami zsarzałych chmur. Jakby tego było mało, chwilę później chmurska ropieją deszczem. W kilka sekund jestem całkiem przemoczony. Jest gorzej niż wczoraj, bo leje wyraźniej mocniej no i dłużej.
Zanim jednak udaje mi się załapać porządnego wkurwa na tę jawną, pogodową niesprawiedliwość... a przy okazj na niewątpliwy sukces ewolucyjny wszędobylskiej głupoty... a także na to, że podczas okresu laski mają PRAWO być nieznośne (czyt. nienormalne)... czy wreszcie na kundla sąsiadów, który o 4 nad ranem nie daje mi spać... otóż zanim pogrążam się w totalnym wkurwieniu, jakimiś dziwnymi meandrami mojej podświadomości przebija się na światło dzienne myśl, że kręci się w tym deszczu nawet całkiem przyjemnie...
Choć stopnia zawilgocenia odzieży pozazdrościłaby mi każda finalistka konkursu mokrego podkoszulka, a wiatr bynajmniej nie ustał, jest przyjemnie – by nie powiedzieć dziwnie – ciepło. Ponownie jednak okazuje się, że moje zaklęcia nie mają mocy, bo gdy tylko przez głowę przemyka mi przymiotnik „przyjemnie”, deszcz ustaje... a może jednak zaklinanie rzeczywistości ma sens, bo bez deszczu też fajnie.
Jadę teraz pustoszejącymi, nagrzanymi ulicami, z których woda szybko ucieka. Gdzieniegdzie nad asfaltem wstają nawet małe obłoczki pary. Wspinam się na wzniesienie, kiedy docieram na szczyt widzę spory kawał panoramy miasta wyrytej na tablicy nieba. Cała jest czystym błękitem, ciemniejącym już przez wieczór. Tylko na środku zawisła nad miastem duża ciemnostalowa plama. Zasłonięte przez nią słońce rozpaczliwie, niczym tonący, chwyta się jej krawędzi, rozświetlając je tak, że pulsują fioletami i pomarańczą. Jak ropiejący wrzód. I jeśli można to powiedzieć o ropiejącym wrzodzie, to wygląda to zachwycająco.
Mijam usytuowany na szczycie przystanek, z którego moją wspinaczkę obserwowało leniwie dwóch sączących piwko dresów. Kątem oka widzę, że nie przestają mnie obserwować i kiedy mam ich już za plecami, słyszę:
„– Ty, kurwa, patrz... ja pierdole!”...
Na co „Ty” odpowiada:
„– O kurwa!” – po czym dodaje, jakby tytułem wyjaśnienia – „To jest, kurwa, zjawisko!”
Najpewniej zobaczyli widowisko na niebie. No cóż... w chwili zachwytu każdy jest poetą.
Kategoria 2. Purgatorium <50...100>
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!