Info

avatar Jestem Dawko z Newsalty. Przejechałem 2289.40 kilometrów, w tym 120.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.96 km/h Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Dawko.bikestats.pl

Archiwum bloga

Muzyka








































































Dane wyjazdu:
19.38 km 0.00 km teren
00:39 h 29.82 km/h:
Maks. pr.:43.87 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:EXPERT-ka

Fever

Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 06.06.2011 | Komentarze 1

Nie żebym urządzał sobie jakąś autoterapię, ale... mam problem: nie potrafię jeździć spokojnych, rozjazdowych treningów. Założenia, założeniami; plan treningowy, planem treningowym; zdrowy rozsądek, zdrowym rozsądkiem, a ja wytaczam się na drogę i dostaję głupawki. Mogę mieć hektolitry kwasu mlekowego w udach po męczeniu hopek, po interwałach, czy po długiej trasie pokonanej dzień wcześniej, mogę sobie powtarzać, że potrzebuję niewielkiego dystansu w tempie emeryckim, ale tylko przykleję tyłek do siodełka, a nogę wepnę w spd, a już mi kadencja rośnie, już się na podjeździe sprężam, już kontroluję czy poniżej czy powyżej średniej właśnie jadę... słowem, już dostaję jakiejś rowerowej gorączki... i tylko w kwestii dystansu jestem jeszcze w stanie się zdyscyplinować...

Oczywiście potem zaczyna się szukanie usprawiedliwień... że przecież tak czy inaczej dobrze się czułem, noga podawała, więc czemu miałem nie podkręcić tempa... emeryckim i tak zdąże jeszcze się kiedyś najeździć. Zresztą dzisiaj wszystkiemu winien był wiatr: w jedną stronę wiał mi za bardzo w plecy, a z powrotem za bardzo przeszkadzał...

Na początku jeszcze się starałem, jeszcze się powstrzymywałem. Cieszyłem się tą jedyną w swoim rodzaju poświatą, jaką generować może tylko wiosenna zieleń w pełnym, przedpołudniowym słońcu. Ale najpierw zaczęła kusić mnie droga, tego dnia wyjątkowo wręcz niezablachosmrodzona. Zupełnie jakby samochody stały się nagle jakimś zagrożonym gatunkiem, który nie tak łatwo napotkać. Za to rowerzystów cały wysyp. Pojedynczy, w parach, grupach, całymi rodzinami. Z nastawieniem sportowym, turystycznym, rekreacyjnym, antycelulitisowym, w dowolnych konfiguracjach. Słowem, więcej rowerzystów niż samochodów. I wszyscy uciekają z miasta, tylko ja jeden muszę w przeciwną stronę.

Minąłem długi delikatny łuk, złożony właściwie z kilku mniejszych zakrętów i wyjechałem wprost na około kilometrowy podjaz, z którego w moją stronę po przeciwległym pasie ruchu spływały w dół kolorowe koraliki bikerów... jeden... drugi... trzeci... gdy dotarłem do podnóża górki dojrzałem z kolei samotnego nieszczęśnika, który – jak ja – kręcił w stronę centrum... Ja nie jestem szczególnie wyrafinowany, moja psychika działa w oparciu o bardzo proste schematy... pusta droga, świetna pogoda, podjazd i ktoś, kogo można gonić... jazda w takich warunkach po prostu nie mogła skończyć się regeneracyjnym tempem.

W drodze powrotnej chciałem już się grzecznie regenerować (naprawdę chciałem), ale wiatr nie pozwolił. Kręcić trzeba było mocno i na początku było ciężko... ale kiedy uda przywykły, znów poczęły krzesać z siebie mleczanowy ogień. A ja jakoś nie potrafiłem im tego wyperswadować.


Komentarze
evesiss
| 10:08 czwartek, 9 czerwca 2011 | linkuj Propozycja tytułu kolejnego wpisu: Freakishly freaky freak
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!